Od początku wiedzielismy że w bistro musi być kawa. Kawa jak poemat. Gęste, esencjonalne prawdziwe włoskie espresso.
Do tego celu niezwłocznie należało zaopatrzyć się w: po 1. dobrą kawę w ziarnach, po 2. profesjnonalny ekspres do jej parzenia, a jak się później okazało – dla mnie również do patrzenia ;).
W związku z nowymi wyzwaniami do akcji wkroczył Rafał, który jak zwykle do tematu podszedł metodycznie. Zapuścił siec w sieć i przez kilka tygodni, równolegle z trwającym 200km od naszego domu remontem lokalu, czytał o kawie i o wszyskim co się z nią wiąże. Spotykaliśmy się również z przedstawicielami handlowymi różnych „kawowych” firm, którzy sięgając po wszelkie znane im metody oddziaływania przekonywali nas, że napar X z ekspresu Y jest the best of…
I jak zwykle w takich sytuacjach, tak i tym razem nadmiar informacji dał skutek odwrotny. Wybór stawał sie operacją coraz bardziej skomplikowaną, żeby nie powiedzieć że wręcz niemożliwą.
Pewnego, marcowego bodajże popołudnia, Rafał zadzwonił do mnie z informacją, że ma na oku firmę Vergnano, która wydaje się być ok. Na miejscu byliśmy tuż przed 18-stą co mocno zdziwiło sympatycznego Jegomościa w okularach. Najwyraźniej już gotowego do wyjścia. Po krótkim wstępie zaproponował nam oczywiście espresso, w jego przypadku chyba już ósme w tym dniu. I wtedy stało się! Moje oczy spoczęły na jej doskonałych opływowych kształtach. Kto zaprzeczy, że lata 20-ste i 30-ste oraz pobrzmiewające jeszcze w powojennych dekadach ich echa nie były wspaniałe?! Kiedy kobiety wygladały bardziej kobieco niż właśnie wtedy?!
To była miłośc od pierszego wejrzenia. Oczyma wyobraźni widziałam jak pięknie prezentuje się na barze, jak swoją doskonałą formą dopełnia wnętrze, jak jest niczym bezbłędnie dobrany do wieczorowej sukni klejnot. I spełniły się słowa Grassa, że „Miłość nie zna pór dnia, a nadzieja nie ma końca, a wiara nie zna granic, tylko wiedza i niewiedza skrępowane są czasem i granicami”.
„Mała czarna” jak zwykle niezawodnie wykreowała dobrą atmosferę aby niewiedzę zamienić w wiedzę! Pośpieszna z początku wymiana zdań ze wspomnianym Jegomościem [jak się okazało właścicielem firmy a prywatnie mistrzem brydża sportowego] zamieniła się w dwugodzinną spontaniczną dyskusję o problemach dnia codziennego i pasji która sprawia, że łatwiej walczyć z przeciwnościami losu.
I tak oto w marcowe późne popołudnie Electra zelektryzowała nas skutecznie i skutecznie uwodzi nas po dziś dzień. Z ziarnem Vergano tworzą dobrany duet. Ale rodzinę ART DECO Bistro/Bar tworzą też inne smaki i aromaty. Wszystkie obowiązkowo z „dobrych domów”.
Smacznego!
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.