Feeds:
Wpisy
Komentarze

żyć pięknie jak William W.

Dzisiaj media podały, że po długiej chorobie zmarł William Wharton. Dla nas, na zawsze pozostanie ojcem „Ptaśka”, chociaż on sam paradoksalnie nazywał siebie malarzem. Pisanie dla Whartona było swoistą autoterapią. Sposobem na życie. Dzięki pisaniu właśnie wiemy jak żył, co kochał… Odwiedziliśmy jego młyn i barkę… Zbliżyliśmy się do cenionych przez niego wartości…

Dla mnie Wharton na zawsze pozostanie towarzyszem podróży, bo każda wydawana w Polsce jego powieść natychmiast lądowała w mojej studenckiej torbie. Wspólnie pokonywałyśmy nużąca trasę Warszawa-Ostrowiec-Warszawa. Wtedy nie wiedziałam jeszcze co tak naprawdę w tych książkach mnie pociąga. Były jak to zwykło się mówić „ładnie-nudne”. Dzisiaj, po kilku latach już to wiem! Wiem, że nie ma nic wspanialszego od życia niby-samotnika, ale… między ludźmi. Nic wspanialszego od codziennej symbiozy ze sztuką. Od życia, w którym robisz to co kochasz. Od życia, w którym znaczenie mają wspólne, „zasiadane” kolacje. Tak naprawdę każdemu z nas do szczęścia wystarcza bagietka, ser i pomidor popijane szklaneczką wina czy herbatą z rumem… Jak u Whartona.

najpiękniejsze lokale świata

znalazłam na wspaniałych fotografiach Noah Kalina. A oto kilka moich ulubionych…




inspirująca czekolada

W ramach przerywnika – małe co nieco z prawdziwej czekolady 😉
Czego to ludzie nie wymyślą! Począwszy od komórkowego telefonu, damskie pantofle, poprzez kopię rzymskiego Colosseum, narzędzia dla hydraulika i wiele wiele innych różnorodnych form, a skończywszy na imponujących wesellnych tortach. A u nas w bistro możecie się zawsze napić dobrej czekolady na gorąco. I nie tylko.



Dla tych z Was, którzy już rozsmakowali się w espresso Vergano przygotowaliśmy program lojalnościowy. Przy zakupie kawy otrzymasz specjalny kupon z miejscem na pieczątkę z logo AD. Uzbieraj 8 znaczków a otrzymasz 9-tą, wybraną przez siebie kawę od nas. Smacznego 😉 My tymczasem zaczynamy kolejne szkolenie barystyczne, dzięki ktoremu serwowana kawa będzie jeszcze bardziej apetyczna – jak choćby to cudne cappucino z wzorkami!

czarne czwartki


We czwartki zapraszamy na muzyczne spotkania z płytą winylową.
Na okiennym barze naszego bistro czeka na Was gramofon i wzmiacniacz lampowy. No i oczywiście winyle z naszej skromnej kolekcji. Jeśli macie swoje ulubione płyty to przynieście je koniecznie. W miłej atmosferze zrobimy sobie wspólnie muzyczną ucztę. Długie jesienne wieczory nam sprzyjają 😉

rabat dla studentów

Noś ze sobą legitymację studencką bo warto!
Od poniedziałku do piątku masz u nas 10% zniżki na wszystko! 

Aby jesienne, długie wieczory w gronie przyjaciół upływały Wam jeszcze milej, wprowadziliś

my promocyjne ceny na wybrane marki piwa:

piwa butelkowe: Lech, Warka, Żubr teraz w cenie 4,oopln

piwo z beczki: Pilsner Urquell / 0,5l teraz w cenie 4,50 pln

polecamy też korzenne piwo grzane w cenie 6,oo pln / 0,5 l

zapraszamy: pn-pt w godz. 11.oo-23.oo

                     sob-niedz 11.oo-24.oo

Firma to Ludzie!

Skoro, pominąwszy skalę rozmachu, nasze ART DECO już ruszyło, jak najszybciej należało skompletować załogę. Zdawaliśmy sobie przecież sprawę, że nasz dwutygodniowy urlop skończy się lada moment i że Tomek sam nie da rady absolutnie. Po krótkim zastanowieniu umieściliśmy więc w witrynie lokalu ogłoszenie w liczbie 2 szt. o następującej treści: „Poszukujemy interesujacej osoby, która zechce z nami kreować charakter tego miejsca”. Czy jakoś podobnie, ale w tym guście. Minęły dwa tygodnie i nic. Zero zainteresowania. Z podkulonymi więc ogonami i świadomością, że na osamotnionych barkach naszego kolegi spoczywa cała odpowiedzialność za bałagan którego byliśmy sprawcami, wróciliśmy do Warszawy.

Po kilku dniach Tomek przysłał informację, że jest dziewczyna chętna do pracy. Prezentuje się dobrze, sprawia wrażenie sympatycznej i rozgarniętej i że trzeba kuć żelazo póki gorące. Wsiedliśmy więc w auto i po przejechaniu po raz n-ty tej samej, 200-kilometrowej trasy, przybyliśmy na spotkanie z naszą „jutrzenką”. Na szczęście, już kilkuminutowa wymiana zdań utwierdziła nas w przekonaniu, że Agatka rokuje bardzo dobrze. A zatem skoro warunki dogadane to czas na naukę parzenia kawy! Odetchnęliśmy z ulgą…

Ale to smutna prawda, że fortuna zmienną jest. Sielanka nie trwała nazbyt długo i już po upływie dwóch tygodni nasza kochana Agatka przysłała nam sms z inormacją, że znalazła pracę w swoim zawodzie i że tym samym kończy swoją przygodę w ART DECO. Szok!

Kolejne perypetie jakich doświadczyliśmy podczas baaardzo dłuuugiego procesu rekrutacyjnego, wyjątkowo jaskrawo ukazały nam sens stwierdzenia, że „co cię nie zabije to cię umocni”. Za standard więc uznaliśmy sytuację, iż kolejne „dogadane” osoby po prostu nie pojawiały się w pracy w umówionym terminie, że ich wymagania finansowe znacząco odstawały od oferowanych w zamian umiejętności, że z kilkudziesięciu otrzymanych cv uzyskaliśmy zaledwie jeden konkret. A ma on na imię Kasia.

Koniec kwietnia 2008. Wszystko zapięte na ostatni guzik. „Wywalczone” parasole i stoliki pięknie witają gości przed wejściem, bo wiosna w pełni. Cieplutko i słonecznie… Po prostu pięknie i chce się żyć! Wymarzona Electra, pod pełną parą, gotowa na kawowe wyzwania. My też. Siedzimy na ogródku pełni nadziei i obaw. I patrzymy na siebie sącząc na zmianę espresso, soki, piwo i wodę. I z nowu piwo, espresso, wodę, soki. Z głośników cichutko sączy się muzyka. Spokojna, nastrojowa. Dokładnie taka, o wybór której jeszcze niedawno toczyliśmy te swoje nieistotne w tym momencie bitwy. Upływający wolno, stanowczo zbyt wolno czas, zagryzamy raz po raz misternie ozdobioną gałązkami świeżych ziół domową szarlotką.

Czekamy. 

Oczekiwanie i obserwacje okolicy są treścią całego pierwszego tygodnia. Dla dodania rezonu żartujemy między sobą, że jak bistro nie wypali to zarobimy majątek na socjologicznej publikacji o ludzkich reakcjach. Do ART DECO raz po raz, zaglądają bowiem nowe, zaciekawione twarze. Jednak najczęściej na zaglądaniu się kończy bo tylko nieliczni dają się namówić na kawę czy herbatę.

Najodważniejsi okazują się w końcu barwni przedstawiciele lokalnej bohemy, kórzy pod różnymi pretekstami zagadują z nami i ciekawie rozgladają się po ścianach. I właśnie z  nimi jest związany najlepszy komplement jaki usłyszeliśmy na początku istnienia naszego bistro.

Pewnego popołudnia nasz lokal odziedził mocno zmęczony życiem, jeden z okolicznych niebieskich ptaków. Wszedł, rozejrzal się by po chwili, z nieukrywanym zachwytem powiedzieć: „K…a. Tutaj jest tak pięknie, że nie wypada mówić k…a” 😉

Od początku wiedzielismy że w bistro musi być kawa. Kawa jak poemat. Gęste, esencjonalne prawdziwe włoskie espresso.

Do tego celu niezwłocznie należało zaopatrzyć się w: po 1. dobrą kawę w ziarnach, po 2. profesjnonalny ekspres do jej parzenia, a jak się później okazało – dla mnie również do patrzenia ;).
W związku z nowymi wyzwaniami do akcji wkroczył Rafał, który jak zwykle do tematu podszedł metodycznie. Zapuścił siec w sieć i przez kilka tygodni, równolegle z trwającym 200km od naszego domu remontem lokalu, czytał o kawie i o wszyskim co się z nią wiąże. Spotykaliśmy się również z przedstawicielami handlowymi różnych „kawowych” firm, którzy sięgając po wszelkie znane im metody oddziaływania przekonywali nas, że napar X z ekspresu Y jest the best of…
I jak zwykle w takich sytuacjach, tak i tym razem nadmiar informacji dał skutek odwrotny. Wybór stawał sie operacją coraz bardziej skomplikowaną, żeby nie powiedzieć że wręcz niemożliwą.

Pewnego, marcowego bodajże popołudnia, Rafał zadzwonił do mnie z informacją, że ma na oku firmę Vergnano, która wydaje się być ok. Na miejscu byliśmy tuż przed 18-stą co mocno zdziwiło sympatycznego Jegomościa w okularach. Najwyraźniej już gotowego do wyjścia. Po krótkim wstępie zaproponował nam oczywiście espresso, w jego przypadku chyba już ósme w tym dniu. I wtedy stało się! Moje oczy spoczęły na jej doskonałych opływowych kształtach. Kto zaprzeczy, że lata 20-ste i 30-ste oraz pobrzmiewające jeszcze w powojennych dekadach ich echa nie były wspaniałe?! Kiedy kobiety wygladały bardziej kobieco niż właśnie wtedy?! 

To była miłośc od pierszego wejrzenia. Oczyma wyobraźni widziałam jak pięknie prezentuje się na barze, jak swoją doskonałą formą dopełnia wnętrze, jak jest niczym bezbłędnie dobrany do wieczorowej sukni klejnot. I spełniły się słowa Grassa, że „Miłość nie zna pór dnia, a nadzieja nie ma końca, a wiara nie zna granic, tylko wiedza i niewiedza skrępowane są czasem i granicami”.

„Mała czarna” jak zwykle niezawodnie wykreowała dobrą atmosferę aby niewiedzę zamienić w wiedzę! Pośpieszna z początku wymiana zdań ze wspomnianym Jegomościem [jak się okazało właścicielem firmy a prywatnie mistrzem brydża sportowego] zamieniła się w dwugodzinną spontaniczną dyskusję o problemach dnia codziennego i pasji która sprawia, że łatwiej walczyć z przeciwnościami losu.

I tak oto w  marcowe późne popołudnie Electra zelektryzowała nas skutecznie i skutecznie uwodzi nas po dziś dzień. Z ziarnem Vergano tworzą dobrany duet. Ale rodzinę ART DECO Bistro/Bar tworzą też inne smaki i aromaty. Wszystkie obowiązkowo z „dobrych domów”.

Smacznego!